Islandzka przygoda z Martą i Matem
Martę i Mata poznaliśmy na ich ślubie, który fotografowaliśmy w pięknej Cegielni , link tutaj :
Przy bliższym poznaniu wpadliśmy na dość szalony pomysł, żeby na plener polecieć na Islandię, było to jedno z miejsc na liście „do zobaczenia” Marty i Matta, więc powiedziałem czemu nie — tym bardziej, że Islandię odwiedziłem już dwukrotnie, fotografując pejzaże… No i w tym pomyśle nie było by nic dziwnego, gdyby nie to, że zrobimy coś czego nikt nie robi, czyli polecimy na sesję ślubną zimą… i tak rozpoczął się nasz surwiwal z przygodami i kłodami rzucanymi pod nogi przez pogodę, jak i linie lotnicze Gdy ja leciałem z Gdańska, Marta i Matt lecieli ze Szwajcarii.. i co? Przylecieli w „dresach” ze szczoteczką do zębów i bez bagaży… gdzie była cała stylizacja ślubna… w rezultacie połowę kolejnego dnia spędziliśmy w drodze na lotnisko po odbiór zagubionych fantów.. na zdjęcia zostały przysłowiowe 3 godzinki do zachodu słońca… dzień drugi można by powiedzieć, że już nic nie przeszkodzi w dalszych zdjęciach… i tak było do jakiejś godziny 15 – nadeszła największa czarna chmura ever i zadymka śnieżna… rozpętała się prawdziwa hardcorowa zima, uciekając do hotelu spędziliśmy 3h stojąc w korku czekając na pług, który odśnieży drogę przez przełęcz. Po dotarciu do hotelu dostaliśmy niewesołą informację, że zamykają całą „1”- jedynkę, czyli główną drogę na Islandii, drogę która powinna być podobno zawsze przejezdna… za oknem śnieżne piekło, wiatr i tony śniegu, w ciągu kilku godzin spadło ponad metr śniegu ( zobaczcie ostatnie foty ). Decyzja o 3 w nocy – jedziemy z Mattem zobaczyć, czy uda się nam przebić do „jedynki” z hotelu ( na drugi dzień rano Marta i Matt mieli samolot powrotny ) udało się… prawie.. jakieś 10 metrów od zjazdu na drogę główną zawiśliśmy w zaspie, czekał nas romantyczny spacer w blasku księżyca i zadymce śnieżnej jakieś 3km do hotelu… Po powrocie udało nam się dodzwonić do managera hotelu, który poinformował nas, że tak koło 8 jego przyjaciel odkopie nas pługiem śnieżnym nie mogliśmy nie skorzystać z okazji i przejechać całą drogę na „łyżce”- przemiły pan wykopał nasz samochód i mogliśmy ruszyć na lotnisko… udało się na styk…gdybyśmy nie zdążyli, kolejny lot za 4 dni, a po 2 dniach po powrocie nastąpił Lock Down Islandii, – mielibyśmy długie zimowe ferie Choć fakt… wtedy czasu na zdjęcia, którego tak mi brakowało mielibyśmy aż nad to… Ale co by nie mówić to był naprawdę super wyjazd… bawiliśmy się świetnie, dla Marty mega ukłon za dzielne pozowanie w tak ekstremalnych warunkach w cieniutkiej sukience…. i myślę, że nie było tak naprawdę tak źle, skoro obydwoje stwierdzili, że musimy to potworzyć Zapraszam do oglądania!
10 komentarzy
Magiczna sesja! Przypomniały mi się kadry z filmu Interstellar. Dzięki Twoim zdjęciom zamarzyła mi się podróż na Islandię.
Rany, jakie to jest piękne!
Ale sztos, czapki z głów, dosłownie! Jeden kadr przypomina mi scene z filmu In order of disappearance 🙂
Wow, piękne widoki! Zazdroszczę pięknej sesji! Szkoda, że u nas nie ma tyle sniegu!
Matko, że oni tam nie zamarzli!!! Ale warto było!
Zdjęcia zapierają dech. Islandia jest po prostu cudowna!
Przepiękna sesja ślubna. Coś niesamowitego… I te bryły- MAGIA!
Piękna przygoda i piękne zdjęcia! Gratuluję i życzę więcej takich wypraw 🙂
Ale piękne, magia. Cudowna sesja! 🙂
O takiej sesji marzy każdy… Fotograf 📸🤪