Z całego Marrakeszu najprzyjemniej wspominamy plac Djemaa el Fna – to tak zwane serce Marrakeszu i nie można się z tym nie zgodzić. W dzień zaglądaliśmy tam po najpyszniejsze i najtańsze w całym Maroko soki świeżo wyciskane z dojrzałych w marokańskim słońcu pomarańczy, ale dopiero po zachodzie słońca na tym placu rozgrywały się sceny rodem z bajek, gdzie czuć magię i czar dawnych arabskich plemień: bajarze, wróżbiarze, akrobaci, handlarze, kobiety malujące henną, roznosiciele wody, treserzy małp, zaklinacze węży, muzykanci, ale najważniejsi z nich wszystkich byli dla nas kucharze, którzy w swych rozkładanych wieczorem garkuchniach wyczyniali prawdziwe czary – bajki dla podniebienia. Żar lejący się z nieba już ustępował, ale dym z palących się na powietrzu grillów unosił się w powietrzu przesyconym tak wieloma różnymi zapachami, że trudno to sobie wyobrazić. I muszę przyznać szczerze, że Marrakesz pokochaliśmy przede wszystkim przez „żołądek” – sprawdziło się polskie powiedzenie. Numery wózków i przenośnych „barów” wybieraliśmy kierując się zapachem i ilością Marokańczyków i przyznamy, że było to najlepsze z możliwych sposobów kierowania się przy podjęciu tak trudnej decyzji, z którego „stoiska” z prawie 80 mamy tego wieczora jeść. Już na drugi dzień mieliśmy swoje ulubione – kiełbaski marguezy u Hassana spod 14stki, najpyszniejsze ryby jakie jadłam w całym Maroko w barze pod numerem 31, czy herbatka poprawiająca trawienie na sam koniec niebiańskiej uczty – najbardziej aromatyczna spod 3 numeru. Zapach i gwar i marokańskie bębny i nawoływacze przekrzykujący się aby zdobyć jak największą ilość klientów i tysiące ludzi – trudno to sobie wyobrazić jak barwne życie toczy się każdego wieczora na tym placu. Spróbowaliśmy wiele – zdecydowana większość potraw była ciekawa pod względem smaku, ale wychwalane w programach kulinarnych ślimaki okazały się za mało przyprawione, zbyt gumowate, a słodycze na ruchomych wózkach wszystkie pachniały babcinymi perfumami. Z wyczekiwaniem czekaliśmy na każdy wieczór spędzony na placu Djemaa El Fna i właśnie tego brakowało nam w dalszych podróżach po Maroko.
3 komentarze
Zdjęcia bajkowe, trzecie mnie oczerowało całkowicie 🙂
Wydajecie albumy z podróży? Bo chciałabym chyba wszystkie 🙂
pozdrawiam ciepło 🙂
Fanatsycznie oddaliście klimat tego miejsca!! Cudo!
Świetne prace!
Dzięki. Na razie przygotowywujemy albumy jedynie do archiwum domowego :), ale warto wiedzieć, że byliby na nie chętni 🙂 może kiedyś….