Nie widziałem nigdy nic piękniejszego stworzonego przez naturę… to zdanie kołatało mi się w głowie za każdym razem, gdy trafiałem na kolejny niesamowity kawałek bajkalskiego lodu… Zwykle Bajkał zamarza – czy, jak mówią miejscowi, „wstaje” – w styczniu. Można wtedy po nim jeździć samochodem: są otwierane tzw. zimniki – drogi na lodzie, po których można przejechać z jednego brzegu jeziora na drugi. Ponad sto lat temu — podczas wojny rosyjsko-japońskiej — po torach położonych przez Rosjan w poprzek zamarzniętego jeziora przejechało na drugą stronę 65 parowozów.
Brzmi błaho – lód.. ale tutaj ten lód jest inny, tu jest jego królestwo, kiedy człowiek myśli, że widział już wszystko wpełza w kolejną pieczarę, mija kolejną wyspę, kolejny nawis i widzi nowe… mnie bajkalski lód zauroczył do tego stopnia, że chyba mogę powiedzieć, że się w nim zakochałem i cały czas mam niedosyt, tym bardziej, że tegoroczne bardzo obfite (największe od 10 lat ) opady śniegu sporo z jego sekretów pochowało…
Formy, jakie tworzy są jak odrębne światy – od pieczar z wiszącymi lodowymi stalaktytami, przez wielkie nawisy naskalne, olbrzymie pola torosów, po pojedyncze kolosalne wielotonowe torosy wypchnięte przez stępujące się szczeliny.. no i kolory przy każdej porze dnia każdy kawałek lodu inaczej świeci, zapalają się w nim inne światła, inne kolory… od błękitów, turkusów po głębokie granaty i purpurę… do tego stopnia opętał nas lód, że potrafiliśmy z Piotrem po wyjściu z naszego Uaza, pędzić sprintem przez 500m po ruszających się małych torosach w wielkich ciężkich śniegowych holdenach, żeby dobiec do najpiękniejszej sterczącej na horyzoncie tafli lodu, paść na przysłowiowa glebę i robić zdjęcia do ostatnich promieni słońca.. nie wspominając już o szalonych pomysłach gdzie z Jarkiem i Piotrem znaleźliśmy sobie piękną taflę lodu – bagatela dobre ponad 100kg i chcieliśmy ją sobie ustawić pod piękny zachód słońca… przy – 30, a spociłem się jak w tropikach…No i zachód słońca… nie nadszedł, a właściwie schował się za wielką chmurę powstałą z unoszącej się pary z topniejącego w dzień śniegu…
No i najważniejsze… lód pod stopami.. metr, dwa, trzy, czasem więcej.. czarny granatowy pokryty siatką pęknięć – można by na nim leżeć godzinami do momenty przymarznięcia wpatrując się w formy stworzone przez zamarzającą wodę.. chodzenie po nim to niesamowite uczucie stąpania w powietrzu… i struktura.. ten lód jest jak wyszlifowane szkło oblane miękkim plexi.. takie daje wrażenie.. niesamowicie twardy, a w dotyku miękki poprzez wyszlifowane gładkie krawędzie.. jest niesamowity…
Chyba jeden z widoków, który najbardziej utkwił mi w pamięci to całe olbrzymie pole połamanych torosów ciągnące się setki metrów w każdym kierunku niknące w białej mgle podświetlonej schowanym za chmurami słońcem… Istnieją także osobliwe formy pokrywy lodowej, charakterystyczne tylko dla Bajkału. „Sopki”, stożkowe wzgórza lodowe sięgają do wysokości 6 metrów. Na jeziorze występuje jeszcze kilka rodzajów lodu: „osieniec”, „sokuj”, „Kołobownik”.
…ale i lód daje popalić… wysokie buty, ochraniacze na kolana, kolce to obowiązek… a i z nimi trzeba bardzo uważać chwila nieuwagi i człowiek leży… czasem niepozorna łacha śniegu potrafi być zamarznięta falą pustą w środku, gdzie człowiek wpada po pas lądując na wyszczerzonych kawałach sterczącego pod spodem lodu… tak samo chodzenie po torosach, czasem jak koty na czterech łapach na czworakach na rzęsach… a i tak nagle tafle uciekają spod nóg i człowiek ląduje w nich z wielkim hukiem… od przyjazdu minęły 3 tygodnie, a ja nadal czuję piszczel i kolano… ale spokojnie do kolejnego wyjazdu przejdzie…
Comment
Bajkal – jak dla mnie to bajkowa kraina lodu, niesamowite:)